"WIEDŹMA" - Glenn Puit
Przechadzając się po księgarni w
poszukiwaniu książek z mojego ulubionego gatunku natknęłam się na Wiedźmę, Glenna Puita. Okładka, opis, a
nawet tytuł zachęcił mnie bym sięgnęła po powieść, a już fakt napisania jej na
podstawie autentycznych wydarzeń oraz zdjęcia, które znalazłam w środku całkowicie
mnie przekonały, że to będzie dobry wybór. Nie mogłam się doczekać, aż poznam
jej treść.
2 lutego 2001 roku policja znajduje
zwłoki kobiety. Przerażające jest to, że ciało upchnięto w kuble na śmieci w
schowku. Okazuje się, że denatka nie żyje od dobrych kliku lat, w związku z
czym zwłoki są w zaawansowanym stanie rozkładu. Śledczy obok zmarłej znajdują
książki dotyczące okultyzmu - dla czytelnika jest to naprawdę intrygujące, moja
wyobraźnia została pobudzona. Oczywiście w kolejnych rozdziałach śledzimy
działania policji i wszelkie poszlaki, jakimi podążają, poznając tym samym losy
zmarłej.
Miłośnika mocnej literatury z
pewnością zaciekawi ten opis. I rzeczywiście początek książki jest naprawdę
wciągający i bardzo obiecujący, jednak dalsze przedstawienie całej historii…
zawodzi. Cała fabuła to wypowiedzi i zapiski różnych osób, począwszy od
detektywów, policjantów, entomologów, lekarzy medycyny sądowej, a skończywszy
na znajomych, sąsiadach i innych osobach mających styczność ze zmarłą oraz jej
oprawcą. I może byłoby to bardzo interesujące gdyby nie to, że większość rozmów
jest poucinanych, ubogich, nierozwiniętych, a już zakończonych.
Przedstawiona historia to tak
naprawdę opis życia zmarłej – Christine Smith i jej rodziny, przy czym autor
zwrócił szczególną uwagę na córkę – Brookey Lee West. Czytelnik poznaje
destrukcyjne życie obu pań u boku mężów alkoholików, narkomanów oraz kolejnych
nędznych, obleśnych kochanków poznanych na spotkaniach dla Anonimowych
Alkoholików. Obie doświadczyły znęcania fizycznego w młodości i obie go
praktykowały w późniejszych latach, obie notowane za kradzieże i napaści.
Właściwie to idealnie sprawdza się tu powiedzenie, jaka matka taka córka.
Poznając losy obu kobiet odbiorca ma
wrażenie, że na własne życzenie przyciągały kłopoty. Często się przeprowadzały,
a następnie wracały i tak w koło. Nie miały nikogo bliskiego oprócz siebie, a
ludzie mający z nimi jakikolwiek kontakt uważali je za niezrównoważone,
wariatki, stuknięte, nawiedzone, nie mające żadnych skrupułów, zdolne do
popełnienia zbrodni. Wyobrażacie sobie, że obok was wprowadza się matka i córka
i na dzień dobry dowiadujecie się – od nich samych, że parę lat temu wasza nowa
sąsiadka postrzeliła swojego partnera z zamiarem ukatrupienia go? Aż ciarki
przechodzą po plecach. Mówienie wprost o swojej pokaźnej kolekcji broni,
składowanej w domu czy też opowieści o ojcu czarnoksiężniku rzucającym zaklęcia
jest co najmniej nie na miejscu i wydawało się niedorzeczne, a nawet zabawne.
W każdym razie biorąc do ręki książkę
miałam nadzieję na tematy związane z okultyzmem, czarną magią, przerażającymi rytuałami
i innymi makabrycznymi, tajemniczymi wydarzeniami, tymczasem spotkałam się ze
stosem dokumentalnych faktów, dlatego w mojej głowie pojawił się lekki chaos
oraz ogromną ilością różnych postaci prowadzących dochodzenie i innych
przypadkowych osób, przez co miałam problem żeby połapać się kto, gdzie i z
kim. Całe to zamieszanie sprawiło, że nie mogłam się wciągnąć w fabułę.
Liczyłam na zupełnie coś innego.
Historia sama w sobie jest
przerażająca, fascynująca bo autentyczna, czasami wręcz absurdalna, nie do
końca wyjaśniona, co wzbudzało podekscytowanie, aczkolwiek nie jest ona
nietypowa i niezwykła, jak dla mnie raczej przeciętna, kolejna zbrodnia,
kolejne dochodzenie. Mam bardzo mieszane uczucia. Były fajne momenty, w których
rosło napięcie, ale niestety nie zostało ono podtrzymane. Chwilami wiało nudą. Będąc
szczerą, książka nie spełniła moich oczekiwań.
Tytuł: Wiedźma
Autor: Glenn Puit
Tłumaczenie: Piotr Klinger
Wydawnictwo: Hachette
Data wydania: 2011
328 s.
Autor: Glenn Puit
Tłumaczenie: Piotr Klinger
Wydawnictwo: Hachette
Data wydania: 2011
328 s.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz